staruszek świat
Staruszek świat
Cz.1
Na szkolenie pojechaliśmy jesienią. Późno dość, bo pod koniec listopada. Jakieś 500 km przeszło niezauważalnie. Pokój hotelowy z koleżanką. Nic szczególnego: śniadanie, obiad kolacja, zajęcia i jakiś czas wolny. Po kolacji „dancing”. Byłam chyba najmłodsza z towarzystwa. Pamiętam, że do kolacji przygrywała nam góralska kapela. Mam swój mały fetysz, mianowicie wybieram sobie faceta. Tak po prostu bez jakiegokolwiek powodu. Nie potrzebuje go poznawać. Nie musze z nim rozmawiać. Wystarczy, że uznam go za najatrakcyjniejsze ciacho „na mieście” i sobie popatrzę. Tak wybrałam sobie górala z kapeli. Był przyzwoity. Obrączka aż raziła mnie w oczy. Pomruczałam pod nosem, nie mając nic innego na oku. Szybko się zwinęłyśmy do pokoju. Winko, seriale itp. nie wiem dlaczego wróciłyśmy na salę. Kapela już nie grała. Na ich miejsce wszedł dj. O Matko moja ukochana! Jak na niego spojrzałam wiedziałam, że to ten. Chcę go! Nogi jak z waty, uśmiech od ucha do ucha i te dziwne coś w głowie co mają dzieci patrząc na wymarzoną zabawkę… szkliste oczy i niewypowiedziana radość… sama nie wiem co to było. Czas minął jakoś szybko. Pobawiliśmy się. Trudno mi teraz powiedzieć ze szczegółami co działo się pierwszej a co drugiej nocy. Wiem, że z dziewczynami tańczyliśmy do upadłego. Butelki z wodą i damy radę wytrzymać cały wieczór. Usiadłam. Zamknęłam oczy. Z głośników snuł się „staruszek świat” w międzyczasie usłyszałam jego głos mówiący, „że ktoś tu woli techno” (było do mnie, choć za technem jakoś szczególnie nie przepadam). Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, uśmiechną się, ja również. Zamknęłam oczy znów. Bywa tak, że siedząc w pokoju tyłem do drzwi wiesz, że są otwarte lub zamknięte, że ktoś stoi za tobą mimo, że nic nie słyszałeś i nie widziałeś. I tak miałam wtedy. Odpoczywałam. Oczy zamknięte, głośna muzyka, ja gdzieś nieprzytomnie daleko. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że ktoś stoi przede mną. Myślałam, że to dziewczyny. Otworzyłam oczy a przede mną stał on z wyciągniętą ręka do tańca. Cudownie się czułam. Jak kopciuszek na balu. Jeszcze śmieszne spojrzenia koleżanek i świat był mój. Wieczór szybko się skończył.
Następny był podobnie magiczny. Wszyscy jeszcze za stołami, a ja z koleżanką myk na parkiet. Powygłupiałyśmy się. Biegałam to do pokoju to na salę. Idąc na piętro przechodziłam przez salę taneczną, gdy chwyciłam za klamkę aby wyjść usłyszałam w głośnikach „Wróć jeszcze” chwila ciszy „proszę”. I ja z końca sali na migi, że nie wiem, być może, a on przez mikrofon abym nie uciekała. Podbiegłam do niego. Powiedziałam, że jak ze mną zatańczy to wrócę. Uśmiechną się uroczo. Wróciłam. Powiedzmy, że atrakcją wieczoru było karaoke. Tak, oczywiście, że tak. Poszłam z kumpelą na pierwszy ogień. Wyciągnął nas- nie oszukujmy się rzadko się zdarza żeby ktoś z chęcią wyskakiwał pierwszy przed publicznym wystąpieniem. Śpiewałyśmy „Szaloną”. Klękajcie narody- nienawidziłam jej. Dziś nienawidzę ciut mniej, na swój sposób kocham, bo tylko z jednym mi się kojarzy. Pamiętam jak patrzył. A ja… rozkręcałam się coraz bardziej robiąc z siebie kompletną idiotkę- a co mi zależało?! Po występie spytał nas o imiona. Tak się dowiedział jak mam na imię (więcej nikogo nie pytał). Pamiętam ten wieczór… Obcy ludzie ze szkolenia podchodzili prosząc mnie bym porozmawiała z dj i przeciągnęła wieczór. „Przecież masz u niego chody”. „Jeszcze z pół godziny”. „Jak ty poprosisz to na pewno jeszcze zagra”. Teraz wydaje mi się to komiczne. Pamiętasz jak mówiłam o butelkach z wodą. Otóż szkolenie było z komisji alkoholowej. Poruszano również tematy używek, narkotyków itp. Gdy prowadząca wykład powiedziała, że ludzie zażywający narkotyk, powiedzmy XXX muszą uzupełniać organizm w wodę i po tym można poznać… bla bla bla… W tym momencie poczułyśmy z koleżankami spojrzenia uczestników szkolenia. Z uśmiechem spojrzałyśmy na siebie- nie, nic nie brałyśmy, bo to też należy sprostować.
Wróćmy jednak do wieczoru bo to nie był koniec. Później doszło do tego, że siedziałam u niego za konsolą. Spędziliśmy sporo czasu rozmawiając i bawiąc się. Zostałam do końca. Pomogłam mu zwijać sprzęt. Zawieźliśmy go do piwnicy. Nie można tego opisać słowami. Byłam nieprzytomnie szczęśliwa jak dzieciak, a on? Ze słodkim spojrzeniem pocałował mnie. Chwila jakby zamarła na wieki. Wróciliśmy na górę. Poprosił abym poczekał w pokoju. Dał klucze, jednak nie weszłam, poczekałam aż przyjdzie. Weszliśmy. Mieliśmy wypić jakiegoś drina, pogadać i się rozejść do swoich pokoi. Włączył jakiś muzyczny kanał. Ja w tym czasie poszłam do łazienki się odświeżyć. Serce mi waliło jak głupie. Nie wierzyłam, że to się dzieje. To nie mogło się dziać. Ja się tak nie zachowuję, nie idę na pierwszym spotkaniu do chłopaka, nie całuję się. Kim właściwie stałam się w tej chwili? Patrzyłam w lustro zastanawiając się czy to wszystko prawda, gdy nagle otworzyły się drzwi. Wszedł on… niemal nagi. Podszedł przytulił mnie, pocałował i powiedział, że czeka na mnie. Pamiętam jaki miałam wtedy mętlik w głowie i pamiętam też jak bardzo tego chciałam…
Cdn.
Dodaj komentarz