staruszek swiat cd2
Cz.2
Usiałam na łóżku, patrzył na mnie takim ciepłym wzrokiem. Powoli zdejmowałam ubranie. (...oszczędzę szczegułów). Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, nawet zaśpiewał dla mnie, gdy go poprosiłam- chyba Krawczyka. Zaczęliśmy się całować- świetnie całuję. Szybko przeszliśmy dalej. Było genialnie. Pamiętam jak rozmawiałam leżąc na nim. Medalik zwisał mi z szyi, chwycił go ustami, pociągnął, tak bym się zbliżyła i pocałował. Spaliśmy może godz., może dwie (tego dnia chodziliśmy jak cienie, choć na swój widok jedno i drugie uśmiechało się od ucha do ucha). Rano wykradłam się do swojego pokoju. Wchodzę, a tam siedzi z kawką obcy facet, no może nie obcy koleżanka poznała go na zabawie. Czułam te dziwne spojrzenie „oni wiedzą”, ale nie obchodziło mnie to. Byłam najszczęśliwsza na ziemi. W końcu po kilku latach- czytaj sześciu- znalazł się ktoś dzięki komu zapomniałam o przeszłości. O miłości, która była mi pisana, ale miała za mało siły żeby przebić się przez życie. Minęły już dwa lata i mogę powiedzieć to z czystym sumieniem: ”Tak, dzięki niemu zapomniałam o tamtym”.
To nie jest historia z happy endem. Jeszcze nie. Leżąc w łóżku powiedział, że jest „zauroczony”. Spanikowałam. Przyznałam się, że nic z tego nie będzie, bo jestem zaręczona. Ale nie to było ciekawe. Najlepszy okazał się fakt, że ma żonę. Tak, miał przez cały czas obrączkę na palcu. Nie wiem jak tego nie zauważyłam. Chyba moja podświadomość nie chciała- bo raczej bym się nie zabierała za żonatego. No cóż czekałam na niego kolejnego dnia, ale woził gdzieś szefa i praktycznie cały dzień był niedostępny. Poczułam się wykorzystana. No kurwa?! Jak mógł przeleciał mnie, a teraz nawet nie ma chwili żeby pogadać. Dzień długi… no może nie długi, ale trochę godzin ma. Był już ranek, godzina wyjazdu. Coś po siódmej. Jego nie było. Nie pożegnałam się, nie miałam numeru, za to miałam niesmak w sercu. Zaszłam na recepcję spytać czy może jest? Nie było go. Poprosiłam o kartę bo chciałabym mu zostawić wiadomość, bo „miał coś mojego”. W pokoju zostały majtki. Nie celowo broń Boże! Szukałam ich rano wszędzie, ale nie bardzo był czas więc uciekłam jak spał. Recepcjonista nie do końca mnie zrozumiał powiedział, że zadzwoni do niego. Ucieszyłam się. Chwilę z nim porozmawiał, ale jakoś nie mógł się dogadać, dał mi go. Spytałam czy zdąży w 10 min. On na to, że tak. A ja ze za 10 min. mnie już nie będzie. Powiedział, że zdąży, żebym czekała. Faktycznie zjawił się jak burza. Czekałam przed hotelem. Dziewczyny już w taksówce, zapakowane, dały mi 5 min. Jest! Jedzie! Wjeżdżał na parking pod hotelem zatrzymał się i wychylił, powiedział żebym zeszła do garażu. A ja buta! Pytanie w biegu do recepcjonisty:
- Którędy do garażu?
- Tam- powiedział wyciągając rękę i wskazując drzwi w głębi.
Pobiegłam, wpadliśmy na siebie w korytarzu. Nikogo nie było. Objął mnie mocno i pocałował. W mojej głowie wyglądało to jak scena z filmu. Kilka słów, szybkich, krótkich, wymiana numerów. Jeszcze ostatni pocałunek i mogłam uciekać. Droga była długa. Miałam czas żeby myśleć. Przemyśleć całe swoje życie. Nie wymyśliłam nic. Nadal jestem zaręczona on nadal żonaty, w dodatku pojawiło się dziecko. Po tym wyjeździe stosunki z narzeczonym poprawiły się, u niego z żona tez zrobiło się o niebo lepiej. Pomyślałam, że może po to się poznaliśmy, żeby uratować coś innego. Może to wcale nie chodziło o nas?
Później widzieliśmy się jeszcze dwa razy. Nie wiem czy o dwa za dużo czy może o trzy. Na dzień dzisiejszy historia się nie kończy, a raczej zaczyna… i to niesamowicie plątać.
Tak, to ja:)
Dodaj komentarz